sobota, 27 października 2012

Rozdział 46


Ja poszłam do siebie i próbowałam zasnąć.. Ale nie udawało mi się to. Ciągle myślałam o tym co powiedział mi Max. A może miał racje, może to wszystko moja wina. Płakałam długo tej nocy, nie mogłam przestać moje oczy jakby nie chciały być suche. Do rana leżałam wtulona w poduszkę, Nathan kilka razy w nocy pukał do mnie do pokoju, lecz nie wpuściłam go. Musiałam to wszystko ogarnąć. Postanowiłam że na kilka dni muszę gdzieś wyjechać. Postawiłam na L.A. w końcu tam mieszkałam. Ale nie mam tam znajomych, moimi jedynymi znajomymi byli chłopacy. Do rodziców nie za bardzo bo od razu by wszyscy wiedzieli że tam poszłam. Położyłam palec na globusie (skąd on się tutaj wziął O.o) i zakręciłam nim. Otworzyła oczy i wypadło na Polskę. Gdzie to jest.? Niemcy, Czechy, Białoruś.. Dobra jakoś tam dotrę, tam na pewno mnie nie znajdą. Spakowałam walizki, chłopacy mieli dzisiaj rano wywiad więc nie było ich w domu. Wyniosłam je na dół, napisałam kartkę, potem zadzwoniłam po taksówkę i wyszłam na podjazd. Po kilku minutach pojawił się czarny samochód. Szybko do niego weszłam, w chwili kiedy na podjazd wjechał nasz Jeep. Nie nasz już nie. Tylko chłopaków. Spojrzeli się w stronę taksówki ale chyba nie skapnęli się że to ja tam jestem. Widziałam te ich smutne miny, podkrążone oczy, Nathan z Max’em mieli zapuchnięte oczy. Prócz tego Kogutek (czyt. Max) miał pełno siniaków i zadrapań. A na oku LIMO. Jak ktoś się go spyta co mu się stało to powie: Skakałem do dziewczyny a że była mojego wzrostu to dostałem kilka razy.. I każdy miałby z niego bekę. A ja największą, ale nie mogłam zostać to by się nie udało. Musiałam się trochę rozerwać. Powiedziałam kierowcy że ma zawieść mnie na lotnisko. Byliśmy tam już za jakiś czas. Wyszłam, wzięłam walizki i ruszyłam w stronę kasy. Siedziała przy niej jakaś blondynka, dlaczego ja muszę na takie ciągle trafiać.

- Dzień dobry. Czy leci dzisiaj jakiś samolot do Polski .?
- Leci ale niestety nie ma już biletów.
- To w takim razie proszę mi znaleźć jakieś inne państwo.
- Oczywiście.. Za 15 minut jest samolot do Paryża.

O nie. Paryż miasto zakochanych. Ja powinnam w jakiejś dziurze siedzieć i ryczeć a nie jechać do miasta zakochanych.

- Dobrze jeden bilet poproszę.

Zapłaciłam, wzięłam swój bilet wraz z walizkami i poszłam na odprawę. Po przejściu tego wszystkiego mogłam wsiadać do samolotu. Zajęłam swoje miejsce po chwili dosiadł się do mnie jakiś chłopak. Patrzył się ciągle na mnie. Tylko nie następny, co chce mnie zaliczyć i zapisać do swojej kolekcji. Był Francuzem, poznałam po urodzie.. Założyłam moje słuchawki i zaczęłam słuchać Adele. Zawsze jak mam doła to słucham jej piosenek. Myślałam aby wrócić do tańczenia ale nie wiem czy byłabym jeszcze w formie, dawno nie tańczyłam. Zostanę dalej przy śpiewie. Gdy będę już na miejscu rozejrzę się czy nie mogę dać jakiegoś występu. Z tym postanowieniem zasnęłam…

Nathan

Gdy wysiedliśmy z auta zauważyliśmy jakąś taksówkę. Myśleliśmy że może ktoś przyjechał do Sophii. Weszliśmy do domu, jednak było za cicho. Wiedziałam że to ona jechała tą taksówką. Pobiegłem do jej pokoju i co tam zastałem .? Pustkę. Szafa pusta, biurko też, żadnych zdjęć. Zostało tylko to jedno, a na nim jakaś kartka. Podniosłem obie rzeczy. Zdjęcie przedstawiało nas dwoje, wtedy jeszcze uśmiechniętych i szczęśliwych. Kartka to był list. Zacząłem go czytać, a łzy ciekły mi po policzkach. Jakiś taki ostatnio płaczliwy jestem.

„Kochanie, wiesz że cię kocham ale teraz.. To nie może się udać, nie wytrzymałabym patrząc jak ty z Max’em cierpicie. Postanowiłam wyjechać, zapomnieć, zacząć nowe życie. Pogódź się z Max’em w końcu jesteście przyjaciółmi, nie może pomiędzy wami stanąć jakaś dziewczyna. Pożegnaj chłopaków ode mnie. Powiedz że zawsze będę o was pamiętać. Nie szukaj mnie bo to nie ma sensu, to koniec. Sophia :*”

Czytając to zerkałem na nasze zdjęcie. Koniec, jak koniec. Przecież mogliśmy razem spróbować się z tym pogodzić. Nie wytrzymałem i rzuciłem tym zdjęciem o ścianę. Chłopaki słysząc odgłos tłuczącego się szkła przybiegli na górę. Gdy weszli z minami „co się stało?” pokazałem im list. Tom przeczytał go na głos i każdy z nich zaklął pod nosem.. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Takie dość krótkie dodaje ale wolę napisac teraz dużo a potem trochę nie pisać. :*

piątek, 26 października 2012

Rozdział 45


Wiedziałam że tak będzie. Spojrzałam się na chłopaków i wbiegłam do domu. Nathan ruszył zaraz za mną. Teraz będzie mnie ciągle pilnować dostał takie polecenie od lekarza. Większość pacjentek próbuje popełnić wtedy samobójstwo. Ale ja na razie nie umiałam tego zrobić. Nathan niestety nie mógł mnie dogonić, kondycje miał słabą, a ja biegałam kiedyś na 800 m. Dobiegłam do pokoju w chwili gdy Nathan pociągnął mnie w pasie i przytulił. Zaczęłam walić pięściami w jego klatkę piersiową, do tego histerycznie płakałam. On przytulił mnie mocniej i nie wypuścił dopóki się nie uspokoiłam.

- Czy ty widziałeś jego minę.? A te ostatnie wypowiedziane słowa.?
- Musisz zrozumieć jego zachowanie. Jego boli to jeszcze mocniej niż ciebie. Ty masz kogoś kto cię wspiera, on nie.
- A może to my powinniśmy być dla niego tym wsparciem.?
- A skąd wiesz czy to mu pomoże.?
- A skąd wiesz że nie. ? Pójdę lepiej go poszukać.
- Powinnaś się cieszyć. Żyjesz i to powinno być dla ciebie piorytetem.

Uśmiechnęłam się do niego, ominęłam go i ruszyłam szukać Max’a. Przecież nie mógł daleko zajść. Postanowiłam że spytam się chłopaków czy go widzieli. Zeszłam na dół zastałam tam Jay’a i Tom’a. Spojrzeli się na mnie z politowaniem.

- Nie ma żadnych smutów. Trudno, powinnam się cieszyć z tego  że ja żyje. Bo kilka godzin później i było by po mnie. I mam konkretne pytanie czy widzieliście Max’a.?
 - Z tego co nam wiadomo Siva widział go przed chwilą przy rondzie więc za jakieś 10 minut powinien być w domu.
- Dzięki. Jakby co to jestem w salonie.

Ruszyłam w kierunku salonu. Usiadłam sobie na kanapie i włączyłam telewizor. Po kilkudziesięciu minutach usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i wbiegnięcie po schodach. Wstałam, wyłączyłam TV i poszłam za Max’em. U góry trzasnęły drzwi i zaczęła bębnić muzyka. Podeszłam do pokoju Max’a i zapukałam. Ale on nie słyszał, albo nie chciał słyszeć. Tak więc otworzyłam drzwi, Max leżał na łóżku i płakał. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się. Chciałam go przytulić, ale nie spodziewałam się takiej reakcji po nim. Wstał i zaczął na mnie krzyczeć i wyzywać.

- Ty s**o, to twoja wina. To ty z twoim kochasiem Nathanem je zabiliście.
- Słucham .? Chyba cię poj****o.! Po tym co się stało ty mówisz mi że to moja wina?! Je**e cię człowieku, od*******a ci. A i miałbyś syna dla twojej wiadomości.!!
- Mi od*******a?! Nawet jego nie opłakałaś.! Syna.? Małego mnie.? Ale jak to.?
- Tak po prostu. Lekarze myśleli że wiemy już o płci dziecka.
- A dlaczego żadne z was mnie nie obudziło.? Dlaczego nie przyszłaś do mnie jak coś się działo.?
- Ponieważ Nathan był zaraz obok mnie. Nie wiem czemu. Bałam się że możesz się załamać, albo to zignorować.
- Zignorować.?! Jak mógłbym zignorować swoje dziecko.?!
- A jak możesz osądzać mnie po takiej tragedii.? Matkę tego dziecka.?!
- Dziecko byłoby ze mną spokrewnione, a ty byłaś dla mnie tylko panienką na pocieszenie. Zresztą tak jak ja dla ciebie.

Wtedy nie wytrzymałam. Wzięłam i uderzyłam go z plaskacza. Zakolibał się i patrzył na mnie z pogardą.

- Nic innego ni umiesz.? Tylko bić, a dziecko może też biłaś dlatego zmarło.
- O nie teraz było tego za dużo.

Rzuciłam się na niego z pięściami Dosłownie leżał na ziemi, a ja lałam go gdzie popadnie. Wtedy do pokoju wpadli chłopacy nie wiem dokładnie kto to był. Dopiero gdy zaczęli mnie odciągać od Max’a zobaczyłam że to Tom z Jay’em. Nathan próbował im pomóc, ale zamiast tego podszedł, podał rękę Max’owi aby ten mógł wstać, a gdy już wstał walnął go z pięści. Zaczęła mu lecieć krew z nosa. Ale nie przejęliśmy się zbytnio, każdy z nich wiedział co Max gadał więc mieli na niego wylane. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki na pocieszenie..
Nie mam neta więc rozdziały będą rzadko..
Ale odwieszam go doszłam do wniosku że lepiej napisać raz na 2 tygodnie niż nie napisać nic.. :*
Dedyk dla wszystkich czytających..

piątek, 19 października 2012

Rozdział 44

Co. ? Ale jak to jest możliwe.? Spojrzałam się na Nathana widziałam w jego oczach ulgę, lecz zaraz pojawił się ból. Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. zaczęłam płakać, i to głośno. Chociaż było to dziecko Max'a poczułam że Nathan tez płacze. Ale został jeszcze Max jak my mu powiemy.

- Przepraszam, wiem że to dla państwa trudne ale musimy jechać na usunięcie płodu. Ojciec dziecko może iść z nami niestety na sale nie wejdzie.
- Ojciec zostanie dopiero poinformowany.
- Dobrze tak więc proszę na wózek i w drogę.

Usiadłam na wózek i pojechałam gdzieś z pielęgniarką. Wjechaliśmy do sali operacyjnej. Kazała mi się przebrać w jakąś koszule i usiąść na takim przyrządzeniu. Podała mi jeszcze znieczulenie i po chwili zasnęłam.

                                           Nathan


Czekałem na jakieś wieści. Gdy dowiedziałem się o dziecku, poczułem ulgę lecz gdy zobaczyłem jak Sophia płacze ja też zacząłem. Wyobrażałem sobie jak ona cierpi. Ale musieliśmy powiadomić jeszcze Max'a. Siedziałem i czekałem całe wieki. Spojrzałem na zegarek była 5 nad ranem. Wyjątkowo nie byłem senny. Po chwili z sali wyjechała Sophia, jeszcze spała. Brzucha już nie miała. Podszedłem do lekarza i spytałem się:

- Cóż jak to się stało.?
- Mały zawiązał sobie pępowinę wokół szyi, niestety próbowaliśmy wszystkiego i nie udało nam się go uratować. 
- Mały.? A więc to był chłopiec .?
- Tak, myślałem że państwo wiedzą. 
- Niestety nie, za tydzień mieliśmy się dowiedzieć. Dziękuje Panu, proszę na razie jej nic nie mówić. A kiedy będzie mogła wyjść.?
- Myślę że dzisiaj z rana tak około 9-10
- Dziękuje bardzo. A czy można do niej wejść.?
- Oczywiście prosto do drzwi i lewo i tam czwarte drzwi od prawej. 

Poszedłem według wskazówek i wszedłem do sali. Sophia leżała i pomału otwierała oczy. Dotknęła swojego brzucha i momentalnie zaczęła płakać. Podbiegłem do niej i bez słowa ją przytuliłem. Ona posunęła się i kazała mi położyć się na łóżku razem z nią, gdyż ona teraz chce słyszeć bicie mojego serca aby zasnąć. Tak więc Sophia po jakiś 20 góra 30 minutach zasnęła. Gorzej było ze mną. Kręciłem się, próbowałem ale to nic nie dawało. Ciągle myślałem o małym. Miałbym syna, niekoniecznie swojego ale bym miał.. Nauczyłbym go grać w piłkę oraz grać na pianinie. Sophia nauczyłaby go tańczyć i śpiewać. Byłby małym przystojnym i słodkim robaczkiem. Oczkiem w mojej głowie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie co straciliśmy. My, bo przecież straciliśmy go oboje. Leżałem tak, aż przyszedł do nas lekarz. Sophia jeszcze spała ale ja wstałem i usiadłem w fotelu. Doktor obudził lekko Sophie, zbadał i powiedział że jak tylko wstanie może iść do domu. Po pewnej chwili dziewczyna podniosła się i patrzyła na mnie ze smutkiem na twarzy.

- Kochanie wiesz że będzie mu trzeba wyprawić pogrzeb .?
- Mu .? Czyli to był chłopak .?! Byłby mały Max.. Boże a czy Max wie .?
- Nie, nie mówiłem mu nic. Wątpię żeby nawet wiedział że jesteśmy w szpitalu.
- Okej to jak najszybciej trzeba wrócić do domu i go poinformować.

Sophia szybko włożyła na siebie ciuchy (zestaw 3). Poszliśmy do lekarza, mówiąc że już jedziemy do domu. W drodze nie odzywaliśmy się do siebie, oboje byliśmy smutni. Nie mogłem patrzeć na nią, jeszcze wczoraj wieczorem Sophia paradowała z dużym brzuchem, a dzisiaj nic był tylko lekko odstający, jakby miała lekkie wzdęcie. Wjechałem na podjazd  wyszliśmy z auta. Od razu z domu wyskoczyli chłopacy. gdy Max zobaczył Sophie po jego policzkach zaczęły lecieć łzy, zresztą tak jak każdemu..

- Czy to jest to o czym ja myślę.? Proszę powiedz że to nie jest to o czym ja myślę.. !!!....

Pokiwaliśmy twierdząco głową, wtedy Max pobiegł przed siebie..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto rozdział..
Zawieszam bloga do odwołania..
Moja mama ma do mnie coraz bardziej pretensje, ciągle się mnie czepia. No i matma.. . ;/
Mam nadzieje że nie będziecie na mnie złe..
Chociaż i tak to będzie za tym gównem tęsknił, na pewno się cieszycie..
Na razie miło było was poznać.. :*

piątek, 12 października 2012

Rozdział 43


Obróciłam się i ujrzałam Nathana. Stal w drzwiach i opiera się o famugę. W reku trzymał moja walizkę.

- Słucham? Może odpowiedziała byś na moje pytanie?
- A co chciałbyś wiedzieć.?
- Ty jesteś taka głupia czy taką udajesz.? Gdzie.?
- Jak to gdzie. Przed siebie.
- A spytałaś się czy ja z Max'em ci na to pozwalamy?

Wtedy w drzwiach pojawił się tez Max. Ciekawe skąd ten się tutaj wziął. Max podszedł do mnie i próbował mnie przytulić, lecz ja odsunęłam się.

- Zostaw mnie.
- Czy ty chociaż raz możesz powiedzieć mi czego chcesz?
- Tak proszę bardzo. Mam ciebie i Nathana dosyć. Ciągle się wtrącacie. Czuje się jak marionetka w waszych rekach.

Wtedy nie wiem co się stało ale rozpłakałam się. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Max powtórnie próbował mnie przytulić ale Nathan był szybszy. Wziął mnie jak pannę młoda i zaniósł do siebie do pokoju. Max wziął moja walizkę i ruszył za nami. Gdy byliśmy na miejscu przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Po chwili przyszedł do mnie Nathan.

- Mogę .?
- Jasne wejdź.
- Przepraszam cię za moje zachowanie, i za klinikę i za dzisiejszą noc. Mam nadzieje że mi wybaczysz.
- Pomyśle. Nathan możesz odpowiedzieć mi na jedno pytanie .?
- Pewnie.
- Dlaczego wkurzyłeś się tak w klinice.? Przecież wiesz że ja nie kocham Max'a a dziecko no cóż trudno trzeba będzie je wychować.
- ale wiesz jaki to jest wkurw. Masz dziewczynę która jest w ciąży z twoim najlepszym przyjacielem. Co ty byś zrobiła gdybym teraz ja przespał się z twoją przyjaciółką i ona byłaby ze mną w ciąży .?
- Wkurzyłabym się.
- Właśnie to czemu mi się dziwisz.?
- Okej. Już wiem o co ci chodzi.
- To co przytulas na zgodę.?
- Pocałuj w dupę psa/ Nathan spojrzał się na mnie z miną WTF.?/ Żartowałam.
- Skąd ty bierzesz te teksty.?
- A wiesz jak spędziłbyś tyle lat z moimi rodzicami to też znałbyś ich tak dużo.
- Rozumiem, wiesz trochę ich znam ale nie z tej strony.

Zaczęliśmy się śmiać. Po chwili Nathan przysunął się, a ja położyłam się na jego seksi klacie. Leżeliśmy tak wtuleni w siebie.

- Nathan .?
- Słucham .?
- Czy ty mnie jeszcze kochasz .?
- Oczywiście głupolu. Co to za pytanie.?
- A czy będziesz kochał to dziecko .?
- Będzie trudno ale pewnie tak.

Odetchnęłam z ulgą, lecz czułam że kłamie. Przecież to nie będzie jego dziecko. Patrząc na nie będzie widział  Max'a, a nie siebie. Mam nadzieje że będzie podobne do mnie. Wstałam i położyłam się obok.

- Okej pogodziliśmy się to teraz do widzenia. Do siebie.
- Ale za co .?
- Za miłość do ojczyzny.
- Kochanie a do kogo się będziesz przytulać w nocy .?
- Do misia. Do widzenia.

Pocałowałam go jeszcze i Nathan wyszedł. Jeszcze po drodze pokazywał mi "proszę" lecz ja byłam nieugięta. W końcu wyszedł, ja zgasiłam lampkę i sama się położyłam.

                           4 miesiące później też w nocy 


Leżałam w nocy nie mogąc spać. Do tej pory nie śpię z Nathanem w łóżku. Jesteśmy parą ale nic więcej. Było coś dziwnego w mojej ciąży. Postanowiłam iść do Nathana. Wbiegłam do niego do pokoju, on spał sobie słodko. Podeszłam bliżej i potrząsnęłam nim lekko. Od razu otworzył oczy. Zapalił lampkę i powiedział. 

- Kochanie coś się stało.?
- Nathan coś się dzieje z dzieckiem, ja to czuje.
- To ubieraj się szybko, jedziemy do szpitala. 

Wybiegłam do swojego pokoju, ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy. Nathan już stał w drzwiach. Pokazał kluczyki i wziął mnie na ręce. Gdy byliśmy już w samochodzie Nathan ruszył z piskiem opon. Po chwili byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do szpitala i Nathan podbiegł do recepcji. 

- Proszę pani, moja dziewczyna jest w ciąży i coś złego dzieje się z dzieckiem. 
- Panie Himeel coś z dzieckiem. 

Po chwili podbiegł do nas starszy lekarz. Wsadził nie na wózek i zawiózł do jakiejś sali. Kazał położyć się na łóżku i znowu jeździł mi po brzuchu czymś zimnym. Na monitorze pojawił się obraz lecz nic z niego nie rozumiałam. Mina lekarza była poważna, powiedział coś do pielęgniarki a ta wyszła i wróciła z Nathanem. 

- Niestety mam dla państwa złą wiadomość. Dziecko jest martwe. 

Gdy to usłyszałam mój świat legnął w gruzach....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I o to następny rozdział...
Pomału mój dołek życiowy mnie opuszcza :)
Mam nadzieje że się podoba.. 
Dedyk da wszystkich komentujących oraz wszystkich czytających.. :*
następny rozdział = 16 komentarzy 

piątek, 5 października 2012

Rozdział 42

Wyszedłem z tej kliniki nieźle nabuzowany. Ale zostanę tatą. Szkoda tylko że ona mnie nie kocha. Gdyby było inaczej moglibyśmy ułożyć sobie życie, utworzyć szczęśliwą rodzinkę. Ale nie zawsze musi się coś zwalić. Byliśmy na pieszo, do najbliższego pubu było tylko kilkanaście minut. Postanowiłem pójść tam, upić się w trupa i zapomniec o wszystkim. Szedlem tak juz z kilkadziesiat minut i nic. Zadnej zywej duszy. Wtedy podjechal jakis czarny samochod, wysiadlo z niego dwoch napakowanych kolesi. Zagrodzili mi droge i nie za bardzo wiedzialem co robic.

- czego chcecie?
- wiesz.. Pamietasz nie jaka Sophie. Z tego co slyszelismy niezle ja zraniles. Ty i twoj kolezka.
Gosciu pokazal na samochod, widzialem ze siedzial tam Nathan. Wolal o pomoc. Szukalem drogi ucieczki, i kurwa kto to jest.
- kim jestescie?
- nie interesuj sie.
- o co wam chodzi?
- pokazemy ci jaki bol jej sprawiles.

Wtedy jeden z nich kopnal mnie tak ze przewrocilem sie na ziemie. Gdy lezalem tak wolajac o pomoc, oni bili mnie i kopali. Nie bylo to przyjemne.

                                         Sophia


Postanowilam wziac sie w garsc, nie ten bedzie nastepny. Postanowilam wrocic do domu, spakowac sie i wyruszyc w swiat. Wtedy zadzwonili do mnie moi kuzyni mowiac ze sa w UK. Spytali sie mnie dlaczego mam smutny glos, czasami mi sie zalamuje itp. Opowiedzialam im o wszystkim i rozlaczylam sie. Po chwili dostalam SMS ze przyjada dzisiaj do mnie, i ze chlopakami mam sie nie martwic. Weszlam do domu, tam rzucilo sie na mnie stado baranow.

- no i jak?
- co jak. Jestem w ciazy, ojcem nie jest Nathan.
- Czyli jednak Max?
- na to wyglada. Nie obrazicie sie jesli pojde sie polozyc, jestem troche zmeczona.
- nie pewnie idz.

Musialam im sklamac. Co bym powiedziala: wyprowadzam sie i musze sie isc spakowac. Ruszylam schodami na gore. Uslyszalam jak ktos wchodzi do domu. Potem piski, krzyki itp. Ciekawe co sie stalo. Wtedy ten ktos zaczal wchodzic na gore.
Szybko schowalam na wpol wypelniona walizke i wskoczylam na lozko. Zamknelam oczy i udawalam ze spie. Wtedy uslyszalam otwieranie drzwi i do pokoju wszedl Max z Nathanem. Skad wiedzialam ze to oni. Prosta odpowiedz po cichu gadali do siebie wiec mozna bylo ich rozpoznac. Mowili podniesionymi glosami. W pewnym momencie poczulam jak ktos bierze mnie na rece i probuje gdzies zaniesc. Otworzylam oczy i zobaczylam Maxa calego posiniaczonego, z rozcieta warga i podbitym okiem.

- jezu co ci sie stalo?
- male porachunki.
- a tobie/wskazalam na Nathana ktory byl w jeszcze gorszym stanie/
- a poklocilem sie z takim jednym.
- mhhh i to raptem tego samego dnia, o tej samej godzinie- Pytam sie kto?
- nie wiemy. Z czarnego auta wysiadlo dwoch kolesi i powiedzieli ze zadadza mi taki bol jaki ja zadalem tobie.
- ja tez tylko troche wczesniej.
- co za gnojki. Niech tylko przyjada.
- kto przyjedzie?
- moi kuzyni. To byli na 200% oni. Dobraa teraz was przepraszam ale chcialabym polozyc sie spac.
- No tak odpoczywaj.

Chlopacy wyszli a ja wyjelam walizke wrzucajac do niej dalsze rzeczy. Po jakis 30 minutach skonczylam i na prawde polozylam sie spac. Obudzilam sie w nocy, tak jak mialam plan. Wyjsc w nocy niezauwazalna. Wzielam jakas kartke i nabazgralam tam jakies pozegnanie. Gdy skonczylam chwycilam ja i zeszlam na dol. Bylo cicho, wszyscy spali. Polozylam walizke w holu i poszlam do kuchni polozyc kartke i wziac cos do picia. Gdy bylam juz na miejscu i mialam wychodzic uslyszalam.

- a gdzie to sie wybierasz?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto następny..
Nie będę za dużo pisać bo mam doła.. Dedyk dla wszystkich czytających..