- Nie będziesz mi znów rozpierdalał zycia. Po tym co jej zrobiłeś ty masz czelnosc jeszcze pokazywac sie jej na oczy. ?! Jestes zwyklym smieciem. Wypierdalaj i to migusiem. i nie zapomnij zabrac swojego nowego przydupasa.
- Uwazaj na slowa gowniarzu. - odezwal sie Aleksandre - jak to ty spieprzyles sprawe to ja naprawialem ta dziewczyne. To ja probiwalem wyleczyc ja z ciebie, gdy zachowales sie jak dupek. Ty i twoj kolega Max. Wiec nie mam zamiaru pozwolic jej na slub z kims takim jak ty.
- Tatusiu dlacego tak ksycycie na siebie z tym panem. ? - obaczylismy z nathanem jak koło nas staje James i Nathalie.
- Kochanie nie martw się ten pan już wychodzi. - odezwalam sie do dzieci - A wiec do nigdy. Pokazac wam gdzie sa drzwi czy sami traficie. ?
- Ale..
- Juz wychodzimy przepraszam za nasze zachowanie.. Aleksandre
Odeszli widziałam jak Zayn stawiał opór, ale Aleksandre chwycił go za szmaty i go wyporwadził. Zobaczylam, jak tez mowi do niego: Nawet nic nie wspomniales, ze maja dzieci. ani slowa o tych malutkich slodziakach. Wrocilismy do oltarza. Ksiadz dokonczyl uroczystosc, a my wyszlismy szczesliwi z kosciola. Naszą limuzyną udaliśmy sie na impreze do wynajętego specjalnie na ten dzień jakiegos pałacyku, :) Ślub wyszedł
nam znakomicie. Wszyscy bawili się wspaniale, alkohol lał się strumieniami.
Dzieciaki spały w pokoju na górze. My z Nathanem zaliczyliśmy już pierwszą
kłótnie.
- Nathan czy
mógłbyś przestać już pić?
-
Koch-czkawka- anie, ale to je-czkawka- st nasze we-czkawka-sele.
- chuj mnie
to obchodzi. Wiesz że dzisiaj wracamy jeszcze do domu.
- no okej.
Chł-czkawka-opaki koniec.
- Ale stary
trzeba to uczcić.
- Wiecie
poprawicie to jutro.
Pierwsi
goście zaczęli już wychodzić. W końcu około godziny 7 nad ranem zostaliśmy
tylko my. Nathan był już w miarę trzeźwy. Poszliśmy po dzieciaki i weszliśmy do
naszego samochodu. Dzieciaki zasnęły w fotelikach. Do domu mieliśmy niecałe 2 km. Ruszyliśmy, już od początku
zachciało mi się spać. Ale Nathan cały czas opowiadał mi jaki jest szczęśliwy z
powodu naszego ślubu. Że w końcu jesteśmy małżeństwem. Próbowałam zapiąć pasy
ale coś się zacięło. Trudno się mówi przecież teraz policja nie jeździ, a poza
tym nie mamy tak daleko. Gdy byliśmy już w połowie drogi, uśmiechnęliśmy się do
siebie i trochę mi się przysnęło. Słyszałam tylko jak Nathan mówi do mnie że
mnie kocha. Po jakiejś chwili usłyszałam tylko huk, płacz dzieci i lekko
otworzyłam oczy. Ujrzałam tylko że leżę na masce, mam całą sukienkę w krwi.
Potem odpłynęłam.
Perspektywa Nathana
Jechałem
sobie spokojnie gdy nagle zza zakrętu wprost na nas jechała ciężarówka.
Zdążyłem tylko zahamować ale to nic nie dało. Uderzyliśmy w nią. Zobaczyłem
tylko jak Sophia leci do przodu, wybija przednią szybę i ląduje na masce cała w
krwi. Nasze dzieci zaczęły płakać a ta ciężarówka ciągnęła nas dalej przed
siebie. W końcu płacz dzieci zamilkł. Wiedziałem że musiało stać się coś
strasznego. W końcu zatrzymaliśmy się na jakimś drzewie. Wyczołgałem się z
samochodu, byłem nieźle poharatany. Wiedziałem że nie uratuje już mojej już
żony. Zacząłem strasznie płakać. Opamiętałem się i próbowałem wyciągnąć z
tamtąd moje dzieci. Usłyszałem jak nadjeżdża karetka, straż i policja. Nagle
poczułem jak padam na ziemie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie że mam złamane
nogi i wszystko mnie boli nawet ledwo stoję. Poleciałem na ziemie i tyle z tego
pamiętam.. Obudziłem się w szpitalu, koło mnie siedzieli chłopacy. Nigdy nie
widziałem ich takich smutnych.
- Nathan
obudziłeś się. Jay leć po lekarza. Max
- Gdzie jest
Sophia i dzieciaki ? Ja chce do nich iść.
- Nathan nie możesz do nich iść masz złamane nogi. Siva
- Mam to w
dupie. Zanieście mnie do nich. Ja musze ich zobaczyć.
- Nathan tak
nam przykro. Ale oni… oni nie żyją.
- Co? ! Ale
jak to.?!
- Mieliście wypadek, Sophia zmarła pierwsza.
Nie miała zapiętych pasów.. Wiemy że na pewno nie cierpiała.. A dzieci.. one…
- Co one.!? Powiedz mi do kurwy nędzy co z
moimi dzieciaczkami.
- One
zostały… - Max zaczął płakać.. zresztą tak jak i reszta- Ja tego nie powiem.
Ale zmarły na miejscu.. Także nie cierpiały..
W tej jednej
chwili zawalił mi się cały świat. Jeszcze wczoraj byliśmy szczęśliwym
małżeństwem a dzisiaj dowiaduje się że straciłem te najważniejsze osoby.
Chciałem zginąć razem z nimi, dlaczego nie pozwoliłeś mi z nimi umrzeć. Boże
dlaczego tak mnie karzesz. Dlaczego karzesz mi żyć..
- To moja
wina. To ja powinienem zginąć.
- Nathan to
nie jest twoja wina. Zawinił kierowca tira. Po prostu tak musiało być.
- Zabije
skurwiela.
- On też nie
żyje, spowodował wypadek bo miał zawał serca. Zmarł zanim mieliście wypadek.
Zaczęło nam
się układać. Odzyskałem ją. Dlaczego kurwa musiałeś mi ją zabrać. Dlaczego nie
zmarłem ja a oni mogli żyć. Chłopaki wyszli. Nie mogli widzieć jak ja płacze.
Pamiętałem że zawsze któryś z nich miał przy sobie pistolet. Zobaczyłem że Jay
zostawił walizkę. Zajrzałem do kieszonki. Był tam. Poczułem go. Wyciągnąłem.
Obracałem go. Patrzyłem. Obserwowałem. Skoro oni to i ja. Przyłożyłem sobie do
głowy. Ee tak mnie mogą jeszcze odratować. Włożyłem sobie do ust. Nacisnąłem
spust. Usłyszałem tylko huk. Nagle otworzyłem oczy. Wydawało mi się że czuję
się dobrze, nawet mogłem chodzić. Wtedy usłyszałem: tatusiu to ty? Odwróciłem
się i ujrzałem Nathalie z Jamesem i Sophie. Dzieciaki podbiegły do mnie.
Przytuliłem je i ucałowałem. Podeszła do nas Sophia. Przywitałem się z nią i
szepnęłem jej do ucha: Jak obiecywałem na zawsze razem…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za to że bylyście ze mną uwaga PRAWIE ROK !!
kocham was za to <3
Mam nadzieje że chociaż trochę wzruszyłam was tym rozdziałem. Musze się szczerze przyznać że pierwszy raz płakałam jak pisałam SWÓJ własny rozdział..
Dziękuje za wszystkie komentarze :)